0
EN

Blog o marketingu internetowym

11 lipca 2014 | Bartłomiej Rak

5 biznesowych grzechów niedoświadczonych agencji social media

Oprócz szkoleń świadczymy również usługi audytowe czy budowania strategii social media. Nierzadko w takich sytuacjach zdarza nam się analizować działania agencji albo nawet pracować we wspólnym trójkącie klient - agencja - my. Dojrzałe agencje od razy można poznać po stosunku do naszej obecności. Nawet jeżeli nie darzą nas sympatią to potrafią spojrzeć w przód i zobaczyć wspólny interes każdej ze stron. Te niedoświadczone zwykle na nas „warczą”. Głównie dlatego, że ujawniamy ich błędy i niedociągnięcia. Najczęściej ta sytuacja dotyczy podmiotów, które są młode wiekiem.

Żeby była jasność - rzucam kamieniem, ale również w siebie. Kilka lat temu sam brałem udział w podobnym projekcie. Popełniliśmy opisane poniżej grzechy i skończyło się dużym debetem na koncie oraz utratą kilku przyjaciół. Nikomu nie życzę takich przygód! Jeżeli jesteście na podobnym etapie - weźcie sobie moje słowa do serca.

1. Zbytnia wiara we własne możliwości

Człowiek jest młody - wydaje mu się, że wszystko może. Bagatelizuje znaczenie doświadczenia, bo przecież zbiera je od lat. Jest użytkownikiem internetu od dziecka! Komputer, pierwszy klient i ruszamy. Bez solidnych podstaw marketingowych, „na czuja” albo na podstawie obserwacji działań innych, które nie rzadko są prowadzone w podobny sposób. I tak nijakość działań społecznościowych się pogłębia. Potem, gdy podczas szkolenia pytamy o wartościowe profile każdy uczestnik (zwykle marketingowiec, a więc osoba bardziej świadoma i zaangażowana) potrafi wskazać maksimum 3.

Nawet staże czy pierwsza praca w renomowanych agencjach nie gwarantują szybkiego zdobycia odpowiedniej wiedzy, która zaprocentuje „na swoim”. Karierę zaczyna się od robienia pojedynczych, mało ważnych rzeczy zleconych przez doświadczonych kolegów, którzy chętnie pozbywają się pierdół zawracających głowę. Z czasem te rzeczy przekształcają się w proste projekty, które zwykle trzeba rozkminić i przeprowadzić samemu, jednocześnie ucząc się na własnej skórze. Rzadko stosowany jest system mentoringu, wspólnej i bliskiej pracy z doświadczonym przełożonym. Zbyt szybkie inwestowanie w młody narybek często kończy się zawodem, bo młodzi nie wiążą się z firmą i są gotowi do zmiany pracodawcy w każdej chwili (chore koło?). W kontekście całej branży też mamy z tym problem - istnieje duża dziura pomiędzy pokoleniami „robiących internety”. Mamy ojców założycieli (dzisiaj 35-45 lat), a potem długo, długo nic. Próżno szukać miejsc gdzie wyjadacze dzielą się wiedzą. Wystarczy spojrzeć jaką popularnością wyróżnia się strona Rafała Agnieszczaka na Facebooku - ragni.net. A gdzie znajdziemy aktywność innych osób, które zostały na przykład opisane w książce E-wangeliści? Pozytywnym przykładem z marketingowego podwórka jest projekt stworzony przez Pawła Loedla do spółki z Bartkiem Pińskim - pl2pb.pl, ale na tym generalnie koniec.

Branży agencyjnej zdecydowanie brakuje startupowego natchnienia. Spotkania tego środowiska odbywają się praktycznie każdego tygodnia, a doświadczeni startupowcy, ocierający się nie rzadko o Dolinę Krzemową, chętnie dzielą się swoimi doświadczeniami i wspierają młodych. Widać na horyzoncie jakiś wspólny cel, a nie konkurencję czy bagatelizowanie inicjatyw młodych.

2. Brak zabezpieczenia finansowego

Jeżeli startujemy z zerowym budżetem i każdy projekt jest na wagę złota to jesteśmy skłonni do dużych poświęceń, aby tylko zdobyć kolejny kontrakt. Klienci to skrzętnie wykorzystują (jednocześnie kopiąc pod sobą dołek, ale co tam…). Jako początkująca agencja zwykle zaakceptujemy nawet niekorzystne warunki. Byleby tylko złapać na chwilę oddech. Jeżeli się uda i nasz rozwój będzie postępował to za kilka miesięcy - wcześniej pozyskany projekt stanie się dużym problemem. Na moment podpisania umowy będziemy uratowani, ale przy szybkim rozwoju nasze oczekiwania i potrzeby rosną wykładniczo. Nowe, bardziej opłacalne finansowo projekty zaczynają pochłaniać całe dostępne zasoby, a stare umowy staną się wrzodem na tyłku, który skutecznie przypomina o sytuacji sprzed kilku miesięcy. Jakość ich realizacji drastycznie spadnie, klient będzie się irytował, a my pewnie zdecydujemy się pozbyć balastu. Taka sytuacja negatywnie wpływa na morale w zespole i opinie o nas na rynku. Bez nadwyżki budżetowej gwarantującej przeżycie przez kilka pierwszych miesięcy (i w momencie chwilowego zastoju sprzedaży) trudno o zrównoważony rozwój. Na koniec taki mały tip - jeżeli klient z Wami negocjuje cenę starajcie się nie godzić na realizację wszystkich założonych wcześniej działań. Miejcie jednak na uwadze dobro całego projektu. Gdzieś tam przebiega linia realizacji działań składających się na finalny sukces.

3. Działanie na szkodę klienta

Ten grzech jest związany z powyższym punktem. Brak odpowiednich zasobów finansowych powoduje, że czasami musimy zatrzymać klienta za wszelką cenę. Zaczynamy robić dobrą minę do złej gry. Słabe statystyki tłumaczymy błędami po stronie Facebooka, fanów kupujemy na Allegro, jako KPI zgłaszamy proste do oszukania „ludzie mówią o tym” (ogólny problem rozliczania działań w social media na podstawie celów komunikacyjnych, a nie biznesowych) itd. Ta sytuacja sprowadza się do żerowania na braku wiedzy klienta i w kontekście psuje cały rynek - spada zaufanie do agencji jako partnera zleceniodawcy. Marketerzy ze złymi doświadczeniami albo pójdą po rozum do głowy (i kasę do kieszeni) i zatrudnią dojrzały podmiot albo jeszcze zmniejszą budżet decydując się na nijakość działań i w efekcie stracą wiarę w social media jako kanał komunikacji.

4. Przygotowywanie „strategii” na etapie ofertowym

Jeżeli dotyczy Was punkt 2 to nie możecie sobie pozwolić na walkę w „zapytaniu ofertowym”. Dlaczego? Bo udział w takim postępowaniu wymaga pewnej inwestycji, która pochłania zasoby. Skoro nie macie kasy to nie możecie sobie na to pozwolić. Jeżeli to zrobicie to nie przygotujcie prawdziwej / dobrej / wartościowej / itp. strategii, a więc w efekcie zgrzeszycie numerem 3.

Ta sytuacja jest problemem całej branży. Zapytania przetargowe mają sens tylko w przypadku dużych agencji. Przy mniejszych budżetach klient decydując się na taki sposób poszukiwania wykonawcy strzela sobie w kolano.

5. Po piąte…

To jest miejsce na Waszą „spowiedź” ;) Podzielcie się swoimi doświadczeniami w komentarzach.

Zdjęcie główne udostępnione na licencji CC BY-ND 2.0.

Czytaj również

blog1 blog2

Na jakim etapie jesteś?