Obama już wygrał wybory
Wybory prezydenckie w USA odbędą się jesienią. Niedawno ruszyła oficjalna kampania Baracka Obamy. W takim kraju jak Stany Zjednoczone internet to miejsce, w którym po prostu musi odnajdywać się polityk pragnący wygrać wyścig o fotel w Białym Domu (na Facebooku jest co drugi Amerykanin!). Ta kampania będzie toczyć się głównie w sieci. Prezydentem internetowej społeczności w USA już dawno jest Obama. Czy to wyniesie go na szczyt w realnym świecie?
Obama – idealny kandydat na Facebooka
Zrozumienie zmian społecznych i marketingowych, jakie spowodowały media społecznościowe, przyczyniło się do sukcesu w poprzednich wyborach. Już wtedy został nazwany królem social media, ale warto wspomnieć, że za społecznościową strategię odpowiedzialny był współzałożyciel Facebooka - Chris Hughes. Na swoim fanpage’u Obama ma obecnie ponad 26 milionów fanów – liczby godne króla. Tegoroczną kampanię rozpoczął od takich słów:
We're doing this now because the politics we believe in does not start with expensive TV ads or extravaganzas, but with you - with people organizing block-by-block, talking to neighbors, co-workers, and friends. And that kind of campaign takes time to build.
A gdzie ludzie, znajomi, przyjaciele prowadzą obecnie ten dialog? Ludzie odpowiedzialni za budowanie strategii obecności Obamy w mediach traktują go jak markę, tworząc różne społeczności wokół tej samej sprawy: Obama dla kobiet, dla studentów, dla weteranów. Ludzie są bardziej skorzy to utożsamiania się ze sprawą niż z politykiem. W zakładce Obama Network znajdziesz wszystkie inne społeczności powiązane z prezydentem. Bezpośrednio ze strony można wykonać dotację na rzecz kampanii. Oprócz kobiet, główną grupę docelową stanowią studenci. Nie dziwne, gdyż większość jego elektoratu stanowią ludzie młodzi.
Ciężko oceniać, czy Obama nadaje się na prezydenta, gdyż jest to sprawa znacznie bardziej skomplikowana i zależy również od preferencji politycznych, ale na pewno nadaje się on do mediów społecznościowych. Jest trochę taki jak one. Pozytywnie nastawiony do świata, zawsze uśmiechnięty i wyluzowany. Na pewno wyróżnia go to od grona oficjalnych i sztywnych mówców politycznych, którzy dominują w tym środowisku. I co najważniejsze – jego luz jest naturalny. Obama stawia na kontakty bezpośrednie, a takie właśnie rządzą w środowisku mediów społecznościowych. Dla niego równie ważne, jak ukończenie studiów, jest pokazanie w swojej osi czasu takich wydarzeń, jak małżeństwo:
Lub zdjęć z młodości – tutaj wygląda jak zwykły użytkownik Facebooka, jeden z nas:
O tym, że to działa świadczy chociażby fakt, że najbardziej angażującym postem (według Socialbakers) na jego fanpage'u w 2011 roku był portret rodzinny:
Na jego Facebooku znajdziemy dane i liczby, ale przedstawione w atrakcyjny sposób (tutaj czy tutaj), a obok nich przepis na chili.
Zróbmy hałas
Obama rozumie, że najważniejsza w mediach społecznościowych jest komunikacja, nie tylko z nim samym, ale między uczestnikami społeczności. Dlatego ciągle dostarcza swoim fanom tematów do rozmów, wrzucając na wszystkie portale społecznościowe każde swoje wystąpienie i decyzję. Ostatnio sporo działo się na Twitterze, kiedy wyraził publicznie swoje poparcie dla małżeństw homoseksualnych. Zaraz po tym oświadczeniu, celebryci i politycy z całego świata wypowiadali swoje zdanie na ten temat. Niezależnie od tego, jak ktoś podchodzi do tej sprawy, ten ruch wywołał spory szum w sieci. Tutaj możecie sprawdzić, ile było do tej pory retweetów tego wpisu (dane na stronie aktualizują się co minutę). Na wykresie pokazano, jak często wpisywano słowo Obama na minutę. Widać, że jego wyznanie narobiło sporo szumu:
W tym samym czasie wskaźnik zaangażowania poszybował także na Facebooku:
Siła społeczności
Różnorodność to cecha charakterystyczna dla Obamy i odzwierciedla ją także obecność w mediach społecznościowych. To człowiek, który mieszkał na Hawajach, w Indiach, a potem w Chicago i Nowym Jorku, przez co poznał bardzo różne kultury i środowiska. Publicznie chce pokazać, że solidaryzuje się z różnymi grupami społecznymi i narodowościami. Posiada on konto w portalu dla czarnoskórych Black Planet, a także Mi Gente - dla społeczności latynoamerykańskiej lub azjatyckiej AsianAve.com.
Obama wykorzystuje także mechanizmy grywalizacji, której siła w polityce jest ogromna (wiele przykładów znajdziecie w artykule Pawła Tkaczyka). Użytkownicy mogą pograć w grę wzorowaną na Super Mario Bros, w której jesteśmy Obamą zbierającym flagi i unikającym świnek (nawiązanie do świństw politycznych?). Przy okazji poprzednich wyborów można było rywalizować z Mc Cainem (gra strategiczna - zdobywanie poszczególnych stanów).
Na pewno pomaga mu również stała obecność na fanpage’u Białego Domu. Na stronie internetowej amerykańskiego rządu jest zakładka „how to engage with the white house” (brzmi znajomo, prawda?), gdzie znajdziemy takie oświadczenia:
The President has always believed that the best ideas don’t just come from Washington. They come from individuals and communities all across the country.
Społeczność! Brzmi znajomo? Jest tam możliwość napisania petycji, zgłoszenia pytań, zorganizowania lub wzięcia udziału w spotkaniach w realu. Jest miejsce, gdzie prezentowane są sylwetki zwykłych obywateli, którzy dokonali czegoś na rzecz społeczeństwa (wyróżnienie najbardziej zaangażowanych członków). Biały Dom możemy też mieć zawsze ze sobą na telefonie.
Główna konkurencja
Jeśli chodzi o wskaźniki polityczne, największym przeciwnikiem Obamy jest Mitt Romney, któremu w maju obecny prezydent uciekł o 7 procent do przodu (czyżby to miało jakiś związek z szumem w mediach społecznościowych?). Większe różnice dzielą ich w facebookowych liczbach. Jego kontr-kandydat ma „zaledwie” 1,6 mln fanów, czyli różnica między nimi wynosi kilkanaście milionów. Inna zasadnicza różnica to grupa wiekowa. Fani Romney’a to osoby w przedziale 45 -54 lat, a seniorów jest znacznie mniej w mediach społecznościowych niż ludzi młodych (elektorat Obamy to głównie osoby w wieku 18-24). Widać, że Romney bardzo chce być facebookowy. Angażuje swoją społeczność, umożliwiając publikowanie jej członkom na fanpage’u swoich video bądź zdjęć:
Podobnie jest na Twitterze. Romney ma 493 tysiące followersów, podczas gdy Obamę obserwuje 15 mln ludzi. Panowie stale „rozmawiają ze sobą” poprzez social media. Ciągle rzucają sobie jakieś prowokacyjne pytania:
Wojna okobiety
Szczególna walka między kandydatami toczy się o kobiety. Już historia wojny o Troję pokazała, że kobieta może być powodem sporu między rządzącymi. Rywalizacja w Stanach toczy się jednak nie o jedną, ale o wszystkie panie. Orężem w tej walce nie są miecze, ale… same kobiety. Najprościej mówiąc, panowie kłócą się o to, kto bardziej dba o obywatelki Stanów Zjednoczonych. Obama oskarżył Romney’a, że nie walczy o prawa kobiet, na co ten odpowiedział statystykami, z których wynikało, że wiele kobiet straciło pracę od momentu, kiedy Obama zaczął rządzić krajem. Ciekawszy jest jednak fakt, że w tej kampanii (bardziej niż zwykle) rywalizują ze sobą również same małżonki kandydatów. Toczy się ona na róznych platformach społecznościowych, nawet na coraz popularniejszym Pintereście. Michelle Obama posiada już 7 milionów fanów, czyli o wiele więcej niż sam Romney. Ona również czuje „młodzieżowy” styl Facebooka:
Ann Romney w przeciwieństwie do aktywnej Michelle, gra rolę żony i matki, gospodyni domowej. Na jej twitterowym koncie, znajdziemy takie posty:
Zarówno jej Twitter, jak i Facebook zrzeszają społeczność matek. Obama próbuje „odzyskać” tę społeczność na osobnym fanpage’u Women for Obama oraz poprzez działalność swojej żony. The Life of Julia to zilustrowana w interakcyjny sposób historia życia „everywoman” z perspektywy ustaw i projektów, jakie wprowadził Obama. Każdy krok jej życia porównany jest również z tym, co zrobiłby dla niej największy przeciwnik Obamy – Mitt Romney. Zbliża się Dzień Matki, a więc będzie starcie. Obama już dzisiaj opublikował album ze zdjęciami ze swoją mamą.
Dlaczego wybory wygra Obama? Ponieważ jest politykiem, który rozumie jak ważna jest komunikacja w mediach społecznościowych, w których tak naprawdę nie istnieje coś takiego jak kampania przedwyborcza. Rozmowa o politykach toczy się cały czas. Trwała na długo przed rozpoczęciem kampanii i nie zakończy się w dniu ogłoszenia wyników. Stąd te ogromne różnice w liczbie fanów. Nawet najbardziej atrakcyjne akcje i konkursy „na już”, nie zastąpią długofalowej komunikacji. Warto, aby polscy politycy zaczęli (się) bardziej angażować!