0
EN

Blog o marketingu internetowym

3 stycznia 2012 | Natalia Dołżycka

Śmierć w sieci cz. 2: Wirtualny testament

Pora na drugą część cyklu dotyczącego śmierci w sieci. W części pierwszej przyjrzeliśmy się procedurom dotyczącym zmarłych użytkowników portali społecznościowych. Dziś trochę więcej o tym, jak uniknąć proceduralnych przepychanek i zabezpieczyć dane jeszcze przed śmiercią.

Jeśli uważasz, że dane dotyczące twojej tożsamości online są na tyle ważne, by po śmierci ktoś należycie się nimi zajął, musisz pomyśleć o ich zabezpieczeniu. Jak? Sposobów jest mnóstwo - od spisania ich w dokumencie i trzymania na dysku (nie jest to raczej najbezpieczniejsze rozwiązanie), poprzez spisanie testamentu (ale co jeśli hasło ulegnie zmianie, konto zostanie skasowane, lub wręcz przeciwnie - pojawi się nowe? Czy będziesz ciągle zmieniał jego zapisy?), aż do… specjalnych portali, które umożliwiają stworzenie wirtualnego testamentu.

O co chodzi? Najprościej mówiąc - gdzie jest potrzeba, tam pojawia się biznes. W tym wypadku chodzi o specjalne serwisy, które umożliwiają ich członkom tworzenie wirtualnych testamentów lub miejsc pamięci o zmarłych. Ich zadaniem jest przechowywanie wszystkich ważnych danych, dotyczących naszego życia online i w odpowiednim momencie przekazanie ich wskazanym osobom tak, by mogły zająć się naszymi śladami w sieci zgodnie z wcześniej wyrażoną wolą.

Chyba najbardziej znanym serwisem umożliwiającym stworzenie takiego sieciowego testamentu jest Legacy Locker. Umożliwia zebranie w jednym miejscu wszystkich najważniejszych danych (haseł w portalach społecznościowych, danych do kont bankowych online itp.) i określenie osób, które będą miały dostęp do nich po śmierci - wraz z opcją przypisania konkretnych osób do konkretnych danych (np. żonie lub mężowi zostawiamy dane do konta na Facebooku, a dobremu przyjacielowi - do naszego bloga). Istnieje nawet możliwość pozostawienia specjalnej wiadomości dla bliskich na wypadek naszej śmierci. Z portalu można korzystać darmowo, a dodatkowe płatne opcje umożliwiają np. przypisanie większej ilości osób do naszego konta czy dodanie plików video. Po naszej śmierci, osoby upoważnione muszą m.in. okazać akt zgonu, by otrzymać dostęp do naszej internetowej spuścizny.

Mamy oczywiście polski odpowiednik amerykańskiego portalu. Jest nim serwis Zostaw Ślad, działający identycznie jak jego zagraniczny pierwowzór. I tu możemy skorzystać z darmowego konta. Konto premium (12 zł za rok) umożliwia rozszerzenie naszego profilu o dodatkowe zdjęcia, pliki oraz przedłuża jego „żywotność” po śmierci właściciela o 9 lat (standardowo pliki trzymane są rok).

Mail z serwisu Death SwitchMail z serwisu Death Switch

Oba rozwiązania są dość ciekawe, ale z odzyskaniem zgromadzonych danych wiążą się takie same problemy jak z zarządzaniem kontami w portalach społecznościowych. To bliscy zmarłego muszą sami zgłosić się do portalu i przekonać go, że użytkownik już nie żyje. Z tym problemem próbuje poradzić sobie portal Death Switch. Otóż twórcy serwisu zakładają, że osoba która decyduje się zostawić swoje dane online na wypadek śmierci, musi dość intensywnie korzystać z sieci. Czyli - jeśli przestanie z niej korzystać, będzie to prawdopodobnie oznaczało, że nie ma jej już wśród nas. Rejestrując się w portalu i pozostawiając tam wrażliwe dane, uruchamiasz więc mechanizm, który co pewien określony czas wysyła do ciebie maile, prosząc o ustalone hasło. Jeśli odpowiesz to znaczy, że żyjesz. Jeśli czas wyznaczony na odpowiedź minie, prawdopodobnie nie ma cię już wśród nas. Dość pomysłowe, ale bardzo ryzykowne. Co się stanie, jeśli komputer się popsuje, wyjedziesz na kilkutygodniowe wakacje albo mail wpadnie do spamu? Przedwczesna wiadomość o twojej rzekomej śmierci wysłana do bliskich byłaby bardzo przykrym żartem, nie wspominając o ujawnieniu wszystkich danych, które spokojnie miały czekać na twoje odejście.

Na koniec usługa online, która również ma związek z wirtualnym testamentem, tyle że zawężającym się wyłącznie do wytycznych odnośnie własnego pogrzebu. My Wonderful Life, bo o nim mowa, jest serwisem umożliwiającym zaplanowanie swojego pochówku i przekazanie tej informacji znajomym i rodzinie. To w zasadzie typowy portal społecznościowy (o ile można tak powiedzieć o serwisie skupiającym osoby zainteresowane własnym pogrzebem…). Zakładasz konto, opisujesz swój pogrzeb (dodając m.in. muzykę, jaka ma być grana podczas pochówku czy zdjęcia, które powinny wyświetlać się podczas stypy). W poszukiwaniu inspiracji, możesz tam także podglądać najciekawsze pomysły innych użytkowników. W profilu możesz umieścić cokolwiek chcesz: listy pożegnalne, informacje o koncie bankowym. Po rejestracji wybierasz od jednego do sześciu „Aniołów”, czyli osoby, które będą miały dostęp do twojego profilu po śmierci. Otrzymują one specjalny e-mail z informacją o rejestracji w MWL oraz prośbą o potwierdzenie bądź odrzucenie tej roli. Po twoim odejściu osoby, które zaakceptowały bycie „Aniołem”, otrzymują dostęp do wszystkich zgromadzonych w profilu danych.

To nie jedyne serwisy, które umożliwiają stworzenie wirtualnego testamentu. Interes związany ze śmiercią w sieci - kwitnie. Powstają tylko dwa pytania. Pierwsze o bezpieczeństwo tego typu rozwiązania. Wprawdzie większość serwisów chwali się certyfikatami SSL, ale pokusa przejęcia tak wrażliwych danych, jak hasła do bankowości elektronicznej czy nawet skrzynki pocztowej, może być dla wielu naprawdę kusząca. Drugie, chyba o wiele ważniejsze - o zasadność tego typu działań. W końcu jeśli komuś ufam na tyle, by powierzyć mu mój wizerunek po śmierci, czemu nie przekazać tych danych już teraz, tak na wszelki wypadek? Po co (często kosztowne) procedury, konta w serwisach oferujących wirtualne testamenty? Czy nie lepiej zwyczajnie, po ludzku, zaufać drugiej osobie i po prostu z nią porozmawiać na temat własnych oczekiwań dotyczących śmierci, pogrzebu, profili w serwisach społecznościowych?

A Wy jakie macie zdanie na ten temat?

Czytaj również

blog1 blog2

Na jakim etapie jesteś?