0
EN

Blog o marketingu internetowym

29 grudnia 2011 | Bartłomiej Rak

Wywiad z Pawłem Tkaczykiem

„Cześć, nazywam się Paweł Tkaczyk i zarabiam na życie opowiadaniem historii” – tak nasz rozmówca przedstawia się na swoim blogu. Snując opowieść o nim samym, natkniemy się na wiele rozdziałów. Prowadzi firmę MIDEA, która zajmuje się budowaniem silnych marek dla wielkich korporacji (Agora, Allegro, Citibank), ale również dla małych firm. Jest mentorem dla młodych przedsiębiorców, którzy czerpią wiedzę na temat kierowania firmą z prowadzonego przez niego podcastu „Mała Wielka Firma”. Autor wielu artykułów i publikacji branżowych. Jego ostatnia książka „Zakamarki marki” odniosła ogromny sukces i jest obowiązkową pozycją na półce każdego, kto zajmuje się marketingiem. Na początku 2012 roku do księgarń trafi jego najnowsza książka - „Grywalizacja. Jak zastosować mechanizmy gier w działaniach marketingowych”.

Bartek: Czy wiesz ile osób śledzi Twoje poczynania?
Paweł Tkaczyk: Ciężko to zmierzyć. Na Twitterze śledzi mnie ponad 2 tysiące osób. Na Facebooku mam ponad 2.000 znajomych i niemal tysiąc subskrybentów. Mój blog odwiedza w ciągu miesiąca kilkadziesiąt tysięcy osób. Mam także swoją grupę na GoldenLinie, do której należy 20 tysięcy ludzi. Nie mam na nią bezpośredniego wpływu, ale komunikuję się z tymi ludźmi. Zasięg budują także media tradycyjne, w których również jestem obecny. Ostatnio, z powodu książki jestem na fali i jest mnie bardzo dużo w różnych mediach.

B: Jakie były początki Twojej firmy?
P.T.: MIDEA powstała w 2000 roku, wtedy jeszcze studiowałem. Firma miała projektować systemy identyfikacji wizualnej. W tamtych czasach ludzie, którzy o tym usłyszeli, pukali się w głowę – dla nich identyfikacja składała się z szyldu i wizytówki. Ja widziałem całościowy system. Dziś każda agencja reklamowa ma w swojej ofercie takie systemy. Stwierdziłem, że żeby znowu się wyróżnić, trzeba „uciekać do przodu” – same systemy identyfikacji nie działają dobrze, jeśli marka nie jest doskonale opowiedzianą historią. Zauważ, komunikujemy się dziś częściej, niż kiedykolwiek, rynki stały się zespołem konwersacji. Marki na nich to opowieści, trzeba umieć je stworzyć, tym właśnie się dziś zajmujemy. Nazywamy to strategią komunikacji marki. Tworząc takie strategie zastanawiamy się najpierw nad tym, czym jest marka. Szukamy emocji, słów, które ją opisują, a potem dopiero dobieramy do tego obrazy. W Polsce jest kilka firm, które działają na podobnym poziomie…

B: Klienci oczekują, że będą pracować z Tobą osobiście?
P.T.: Nie zawsze, ale i tak staram się agnażować osobiście w każdy projekt. W tej chwili w MIDEA jest 9 osób, nie chcę na razie zwiększać tej liczby. Ludzie pracują z nami ze względu na naszą wiedzę i zaufanie, którym nas darzą. To dwa bardzo ważne elementy. Ja reprezentuję wiedzę, ale bardzo dużo szkolę, wyjeżdżam – to taka forma promocji. Żeby można było na nas polegać jako na zespole, muszę mieć ludzi, którzy reprezentują wiedzę oraz odpowiedzialność – i takich właśnie mam. MIDEA stoi rewelacyjnym zespołem. Są właściciele, którzy nie wychodzą z pracy, bo boją się, że bez nich wszystko się zawali. Ja czuję zupełny spokój, kiedy wyjeżdżam, bo wiem, że pracują tu świetni ludzie, którzy ze wszystkim sobie poradzą. Doceniam tę samodzielność, staram się ją wzmacniać – np. uwielbiam projekty, które są przeprowadzane do końca bez mojej wiedzy. To świetne uczucie wiedzieć, że Twój zespół to potrafi.

B: Jesteś szkoleniowcem, ale także wykładowcą. Jak studenci Cię odbierają?
P.T.: Mam nadzieję, że nie nudzą się na moich wykładach. Pamiętam z czasów studenckich wykładowców, którzy nie powinni mieć kontaktu ze studentami, mimo bardzo wysokiego poziomu wiedzy jaką posiadali. Podawali ją w suchej i sztywnej formie. Ile można siedzieć na wykładzie i robić notatki? Staram się dostarczać ludziom nie tylko wiedzy, ale też rozrywki. Jeśli wszyscy dobrze bawią się na wykładzie, odbija się to dobrze także na przyswajaniu wiedzy.

B: Wskazujesz drogę studentom, a także początkującym w biznesie. W czym pomagasz start-upom?
P.T.: Przede wszystkim pomagam im w tworzeniu marki. Jest wiele świetnych pomysłów, które zostały zagrzebane, tylko dlatego, że pomysłodawca nie potrafił ich opowiedzieć, sprzedać. Podczas konkursu „Startup Fest” pracowałem z uczestnikami i znałem szczegóły ich projektów, to były naprawdę świetne projekty. Natomiast oni wychodzili na scenę przed publiczność, która nie wiedziała tego samego i w ciągu trzech minut musieli się sprzedać. Wychodzili z nudną prezentacją i zagrzebywali te pomysły. Nikt nie był w stanie tego docenić. Jeśli nie potrafisz pomysłu sprzedać, to nie przebijesz się z nim.

Paweł TkaczykPaweł Tkaczyk

B: Jak oceniasz potencjał mediów społecznościowych do budowania silnej marki?
P.T.: Social media mają duży potencjał, ale nadal jest to narzędzie dla wąskiej grupy. Oczywiście, że zmieniamy zdanie pod wpływem tego, co mówią do nas znajomi (także media tradycyjne), ale niekoniecznie online. Zatem social media to dla mnie narzędzie, które leży gdzieś pomiędzy znajomymi a mediami tradycyjnymi. Ale jego rola będzie się zmieniać, będzie rosła, kiedy będą dorastać ludzie, dla których relacje online są czymś naturalnym. Jak budować potencjał w social media? Powoli, organicznie. Chris Brogan nazywa to budowaniem kapitału społecznego – pomagasz ludziom, oni uczą się Ci ufać, a potem są gotowi coś dla Ciebie zrobić. Oczywiście jest też szybszy sposób – możesz zostać „offlinowym celebrytą” i przejść do online’u. Twoi fani natychmiast rzucą się na Twoją cyfrową obecność. Jeśli chodzi o mnie, buduję swój kapitał organicznie. Ludzie kupują moją książkę, polecają ją innym, bo nauczyli się mi ufać. To wzajemna relacja – ja z kolei nie reklamuję czegoś, co mogłoby zawieść to zaufanie.

B: Jaka jest przyszłość marketingu?
P.T.: Dokładnie Ci nie powiem, kryształowa kula jest w remoncie ;-) Ale trend jest taki, że chcemy coraz więcej rzeczy, które są stworzone tylko dla nas, odchodzimy od masowości. Reklamodawcy mają z tym problem, bo ciężko im jest dotrzeć do nas z indywidualnym komunikatem, który jednocześnie jest przeznaczony dla wielu osób. Nauczyliśmy się też filtrować reklamy, omijać je. To, co oglądamy jest tym, co chcemy oglądać. Medium reklamowe będzie musiało wypracować sobie dobrą reputację, żeby odbiorca przepuścił ich przez swoje filtry. Zrobi to jeśli będzie uważał, że masz coś ciekawego do powiedzenia.

B: Skąd pomysł na książkę „Zakamarki marki”?
P.T.: Jest taka książka „Rework” napisana przez Jasona Frieda i Davida Heinemeiera Hanssona, właścicieli firmy 37signals. Jest w niej rozdział o tartaku, który zarabia na sprzedaży desek. Przy ich produkcji, wytwarza się także wióry. Oni je po prostu wyrzucają, ale przecież jest mnóstwo ludzi, którzy potrzebują tego, chociażby jako ściółkę dla chomików. My tworzymy silne marki, a produktem ubocznym tego procesu jest wiedza jaką przy tym zdobywamy. Istnieje wiele osób, które chcą za to zapłacić. Ja uczę się nowych zachowań konsumenckich na potrzeby kampanii. Potem wykorzystuje te informacje na blogu czy do promocji. Postanowiłem to zapakować w jedną zwartą formę, którą jest książka „Zakamarki marki”.

B: Wzorowaliście się na kimś promując „Zakamarki marki”?
P.T.: Wiesz, ja wychowałem się w wydawnictwie książkowym, znam dokładnie mechanizmy tego rynku. Promocję „Zakamarków marki” opracowałem sam. Miałem o tyle łatwo, że wokół siebie mam ludzi, którzy byli w stanie szybko realizować moje pomysły – witrynę internetową, kupony itp. Miałem też odpowiedni tłum, do którego mogłem zacząć mówić na początku – efekt budowania kapitału społecznego, o którym wspominałem wcześniej. Zamierzam sprawdzić, co jeszcze można zrobić z tym przy premierze kolejnej książki.

B: Co ciekawego będzie można znaleźć w „Grywalizacji”?
P.T.: Grywalizacja to budowanie zaangażowania za pomocą wstrzykiwania „elementu frajdy” do codziennych czynności. Uczymy się tego powoli, ale nieubłaganie. Najpierw nauczyliśmy się, że mnóstwo epickich rzeczy możemy zrobić, jeśli pracujemy razem – zobacz np. Wikipedię. A jeśli to „razem” połączy się z dobrą zabawą mamy… grę. I o zamienianiu zwykłych czynności w gry będzie właśnie „Grywalizacja”. To trend, w który wierzę, ma olbrzymi potencjał. Widzę to już dziś, kiedy opowiadam o tym ludziom, którzy nie mieli do tej pory pojęcia. Widzę błysk w ich oczach, kiedy „łapią w lot”, jak wiele za pomocą grywalizacji można osiągnąć. Grywalizacja nie jest niczym nowym, buduje na zjawiskach, które funkcjonowały w społeczeństwach już od dawna. Ale spina je w elegancki sposób, dając narzędzia, procedury. Zresztą, wdrażamy to już dla naszych Klientów od jakiegoś czasu i mogę powiedzieć, że naprawdę działa.

Bartek: Dzięki.

Zdjęcie główne autorstwa Wojciecha Gajewskiego, w tekście Aleksandry Anzel.

PS. Dziękuję Karinie za pomoc :)

Czytaj również

blog1 blog2

Na jakim etapie jesteś?