Facebooknij mnie
O tym, jakie cele przyświecały Markowi Zuckerbergowi, kiedy swoją wszechmogącą ręką stwarzał dzieło - Facebooka, możemy tylko mniemać. Faktem jest, że potrzeba akceptacji wyrażająca się poprzez lans wygrała z nijaką naturą człowieczą i zdominowała w głównej mierze treści publikowane na tym portalu. Facebook dla niektórych stał się brakującym elementem między ego, a ID, które przekazuje światu wszystko to, co w nas najlepsze.
Na pewno najlepsze? Na pewno w nas? Ilu macie znajomych na Fejsie? Są jeszcze tacy, którzy mają 50 znajomych, ale to rzadkość. Najczęściej mamy około 200 best-facebook-friends. Są nawet i tacy, którzy mają ich ponad 1,5 tysiąca! Śmiem mniemać, że części z nich nigdy nie spotkali w świecie realnym. Mowa będzie tutaj tylko o zaobserwowanym zjawisku, nie o ugruntowanej teorii. Znajdziecie w tym tekście kilka badań i autorytatywnych opinii, które być może skłonią do refleksji. Nie czujcie się urażeni. Jeżeli jednak tak się poczujecie… to może być czas na zrewidowanie swojej listy znajomych.
Era lansu
XXI wiek narzucił nam wygórowany ideał calos cagatos naszych czasów. Jabłuszko, log in 24 godziny na dobę, mnóstwo przyjaciół i mało czasu. Szczególnie konsekwentnie realizujemy przykazanie o byciu towarzyskim, także on line. Na Facebookowym koncie zapraszamy ludzi spotkanych raz na imprezie, albo znajomych z podstawówki, z którymi nie mamy kontaktu od 15 lat. Ilość jest ważna, a co z jakością? Justyna Pawlak, autorka książki o autoprezentacji pisze, że autokreacja jest świadomym procesem istniejącym od czasów starożytnej Grecji. To podświadomość i naturalne skłonności determinują potrzebę podobania się innym. Duża ilość znajomych świadczy o byciu towarzyskim, a przede wszystkim lubianym. Każde, nawet największe indywiduum jest częścią jakieś grupy, masy szumnie zwanej społeczeństwem. Chcąc nie chcąc podporządkowujemy się jego normom. Nawet indywidua nie lubią być wykluczane. Kolekcjonujemy więc znajomych ze szkół, z imprez, z wakacji, skąd się da. W efekcie co jakiś czas odświeżamy pokaźny zbiór awatarów, który wcale nie musi być synonimem kontaktów międzyludzkich. Nie ma się nawet co oszukiwać, że jesteśmy na bieżąco z aktualnymi wydarzeniami z życia każdego z facebookowych znajomych. Morten Hansen w swojej książce Colaboration pisze, że ludzie znacznie bardziej, niż intensywne relacje z wąską grupą znajomych - cenią sobie wielość rzadkich, luźnych interakcji. W takim działaniu chodzi nie tyle o wewnętrzną potrzebę kontaktu, co o podtrzymanie znajomości kierując się przyszłymi, możliwymi płynącymi z niej korzyściami. Teoria ta niejako tłumaczy zjawisko tak rozbudowanych grup kontaktowych na portalach społecznościowych, z którymi kontakt mamy sporadyczny.
Ponadto profesor Uniwersytetu Oxford, Robin Dunbar uważa, że ludzka percepcja jest w stanie „zakodować” do 150 osób, przyporządkowując im tożsamości i personalia. Każda kolejna poznana osoba staje się dla nas już tylko numerem. Według profesora liczba ta jest niezmienna, niezależnie od biegu czasu, różnic kulturowych, czy ilości portali społecznościowych.
Like it!
Zdjęcia uzupełniamy tak samo często, jak listę znajomych…
Awatar powinien być kwintesencją osobowości. Koniecznym jest, aby zwracał uwagę. Są tacy, którzy zmieniają swoje zdjęcie profilowe kilka razy w tygodniu. Większość obstawia jedno ulubione zdjęcie, kadruje odpowiednio i gotowe. Ponadto po każdej imprezie, czy wyjeździe wrzucamy nowe albumy ze zdjęciami, które mają udowadniać światu, że jesteśmy fajni, mamy dużo fajnych znajomych, z którymi robimy fajne rzeczy. Przy czym pełnię satysfakcji osiągamy dopiero wtedy, gdy znaczny procent z naszych znajomych zalajkuje zdjęcia, oznaczy się na nich i wzbogaci swoim komentarzem. To daje poczucie akceptacji. Pozwala również myśleć, że jest ktoś, kogo interesuje nasze życie towarzyskie. Co przebieglejsi blokują jednak dostęp do swojego konta nieznajomym, by uniemożliwić oglądanie-czasem nieprzyzwoitych zdjęć-osobom niepożądanym. Rozsądnie. Ale sieć jest także pełna ludzi, którzy rozsądni raczej nie są. Decyzje o publikacjach zdjęć podejmowane są według indywidualnych przeświadczeń o tym, co wypada, a co nie. Nie można niestety oczekiwać, że nasz pogląd na temat estetyki jest powszechnie podzielany.
Lepsze ja
Przekleństwo i największy plus portali społecznościowych jest taki, że możemy kreować w nich takiego siebie, jakiego sobie wymarzymy. Publikujemy więc tylko, to co przystaje do idealnego wizerunku naszej osoby. To nic złego. Zdarza się jednak i tak, że dodajemy posty, które nie tyle określają nas, co mogą przypaść do gustu naszym znajomym. I gdzie tu miejsce na nasz niepokorny charakter? Natura wyposażyła nas w instynkt stadny, który nie dość, że okazuje się niemożliwy do przezwyciężenia, to jeszcze objawia się w tak błahych kwestiach odsłaniając naszą bezbronną podświadomość. Według wyników badań opublikowanych w 2008 roku - przedstawiamy wyidealizowany obraz siebie, a nie ten rzeczywisty (Manago, Graham, Greenfield & Salimkhan, 2008). Badani uczestniczący w projekcie mieli wypełnić kwestionariusz określający występującą u nich intensywność pięciu cech osobowości. Następnie poproszono obserwatorów zewnętrznych, by ocenili badanych pod kątem tych cech. Okazuje się, że oceniając siebie, analizując swoje zachowanie tworzymy tzw. „ja-idealne”, nie zaś „ja-rzeczywiste”. Poniższa tabela przedstawiająca różnice w ocenach.
Podążając tym tropem nie możemy mieć do siebie pretensji o to, że stwarzamy kolejne, komercyjne „ja” , które ma przypaść do gustu masie. Potrzebę akceptacji i przynależności mamy w genach. W kontekście tego rodzi się pytanie, czy możemy być naprawdę sobą żyjąc wśród ludzi, i czy potrafimy wbrew wszystkiemu robić tylko to, co jest zgodne z naszym sumieniem.
Poświęcając na ten temat nieco więcej czasu nasuwa się refleksja, że nie można jednoznacznie krytykować. Rzeczywistość i wszystkie jej aspekty postrzegane są subiektywnie. Możemy oceniać według własnych kryteriów skutki czyjegoś działania, ale nie nam już oceniać człowieka samego w sobie. Tym bardziej, że wszyscy jesteśmy ludźmi, a jak dowodzą badania - naturalne instynkty mają nad nami większą kontrolę, niż rozsądek.
Funkcjonując z ludźmi staramy się zaaklimatyzować jak najlepiej. Stąd kreacja subosobowości stała się naturalną cechą ludzi naszych czasów. Utrzymywanie luźnych znajomości, by wykorzystać je w odpowiednim czasie przestało nosić miano interesowności - jest ogólnie akceptowaną normą. Zaglądając na Facebooka nie możemy liczyć na to, że na wallu znajdziemy prawdziwą osobowość, nieskażoną przez wpływ ogółu. Możemy jednak próbować jej szukać. Najlepiej w kontaktach face to face.
Wpis gościnny Weroniki W.