The Smashing Book 2
Blog Smashing Magazine to mekka projektantów, do której dziennie pielgrzymuje ich ponad 140 000. Dla tych, którzy do tej grupy nie należą, wyjaśnię, że to bardzo mocna marka w webowej branży. Napisać, że to blog technologiczny traktujący o projektowaniu stron byłoby ignoranckim nietaktem. Na Smashing od lat znaleźć możemy dosłownie setki wartościowych merytorycznie artykułów, pisanych przez tuzów światowego designu, webdesignu, webdevelopingu, a co ważniejsze – przez praktyków, pływających w projektowym sosie na co dzień. Do tego chętnie dzielących się wiedzą o nowoczesnym podejściu do web designu, więc młody projektant zatopić się może (i powinien) w treściach bloga na długie, długie godziny, jeśli nie dni czy tygodnie.
3 lata temu postanowiono przelać nieco tej wiedzy na karty drukowanej książki. Krok ten zaowocował nie lada sukcesem wydawniczym, a pozycja w branży zyskała opinię podręcznika kultowego. A jeśli tytuł odnosi sukces, naturalną tego konsekwencją jest sequel. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Helion i nieprzeciętnemu refleksowi (skradłem książkę z biurka Bartka zanim zdążył ją w ogóle tknąć) trzymam w rękach polską edycję drugiej częśći „The Smashing Book”.
Co znajdziemy w środku?
Przede wszystkim dziewięć świetnie napisanych rozdziałów z dziedziny designu, usability i kodowania. Ważną informacją dla tych, którzy z pierwszą częścią się nie zetknęli bedzie fakt, że rozdziały pisane są specjalnie na potrzeby tej pozycji. To cieszy, bo mając tyle dobrej treści na blogu, autorzy The Smashing Magazine mogliby iść na łatwiznę - wybrać kilka z nich i zamknąć w okładkach książki. Ale na szczęście dla nas, czytelników, nie poszli.
Do współpracy zaproszono ciekawe nazwiska, jak Matt Ward, Alexander Charchar, Francisco Inschauste, Mike Rundle, Janko Jovanovic, Christian Heilmann, Vivien Anaylan, Christoph Kolb, Susan Weinschenk, Steven Bradley. I właśnie największą wartością tej książki są jej autorzy i sposób przekazywania przez nich wiedzy. Merytorycznie treść wędruje raczej w stronę luźnej próby nauczenia nowoczesnego myślenia projektowego niż precyzyjnych tutoriali, które pokazują, jak coś wykonać. I to należy pochwalić. Zawsze twierdziłem, ze tutorial w sieci znaleźć jest bardzo prosto i tak samo łatwo można opanować wykonywanie określonej czynności. Trudniej jest natomiast nauczyć się myśleć w odpowiedni sposób, gdyż wymaga to lat doświadczeń, praktyki, studiowania i tak pisane książki przybliżają nas do statusu design guru.
No właśnie… studiowanie. Już w pierwszym, moim ulubionym zresztą, rozdziale o tworzeniu dzieł ponadczasowych, Matt Ward i Alex Charchar namawiają by w swoich projektach nie ograniczać się do biernego naśladownictwa mistrzów. Propounją dochodzić do źródła projektu, próbować budować kontekst pracy naśladowanego. Robią to na przykładzie Zeusa projektowego Olimpu, Paula Randa, tworząc jego tzw. „mapę powiązań”, która pokazuje jak wychodząc z określonego punktu (w tym wypadku od nazwiska Randa), można tropić powiązania historyczne i filozoficzne między ideami. I oto obok Randa pojawiają się powiązane nazwiska modernistów: Le Corbusier, Jan Tschichold, Laszlo Moholo-Nagy, szwajcarskich projektantów: Herbert Matter czy Armin Hoffman lub filozofa Johna Dewey’a itd., itd. A każde z tych nazwisk to przecież tony wartościowej wiedzy. Początkujący projektanci mogą wycisnąć z tego typu rad maksimum korzyści. Dobry projektant rozumie, że podwaliny grafiki użytkowej są niezwykle istotne, dlatego zna historię obszaru swoich zainteresowań. Gdyby ktoś mi „za młodu” tak precyzyjnie podpowiadał, byłoby mi teraz do tego design guru o wiele bliżej :)
Tłumaczka polskiego wydania, pani Julia Szajkowska, stanęłą przed nie lada wyzwaniem. Jezyk branżowy bywa mocno techniczny, a pewne pojęcia czy gry słów są często niemal nieprzetłumaczalne. Napewno to znacie, na codzień, czerpiąc bieżącą wiedzę projektową ze źródeł anglojęzycznych. Po przesiadce na nieliczne polskie publikacje z tej dziedziny narażeni jesteśmy na spotkania z wszelakimi potworkami tłumaczeniowymi. Bywają zabawne, niczym gagi Roberta Downey Jr. w Avengers, ale częściej zrażają do dłuższej lektury. Jak jest w przypadku „The Smashing Book 2”? Wprawdzie nigdy nie lubiłem prób tłumaczenia zwrotu „graphic design” na „grafika użytkowa” (wolę np. „projektowanie graficzne”), ale muszę przyznać, że ogólnie pani Szajkowska wykonała porcję świetnej roboty. Na dodatek raczy nas wieloma przypisami tłumaczącymi np. zabawy słowne i za to należą się duże brawa.
Wnętrze książki cieszy oko. Nie dość, że ilustrowane jest przez Yiying Lu, którą kojarzyć będziecie ze sławnej twitterowej ilustracji „Fail Whale”, sama książka złożona jest nieźle. Wszystko jest przejrzyste i czytelne. Dodatkowo niemal każda strona kipi od przypisów z linkami do dodatkowych źródeł informacji, przez co pełne połknięcie treści zajmie nam o wiele więcej niż przysłowiowe dwa wieczory. Brawo. Wolałbym może opcję z szytą, twardą okładką, ale to wpłynęłoby na cenę, która niektórym i tak może wydawać się za wysoka. W moim przekonaniu jednak 69zł za tak lekko i przyjemnie napisaną dawkę naprawdę wartościowej wiedzy to bardzo, bardzo niewiele. Więc moim zdaniem, dla „The Smashing Book 2”, zdecydowanie warto uszczuplić swój potfel.
Dla kogo jest „The Smashing Book 2”?
Narzędzia social media Zapisz sięna szkolenie z najpopularniejszych serwisów społecznościowych
Napewno dla kreatywnych, związanych z branżą projektową osób, z naciskiem na projektantów stron internetowych i aplikacji mobilnych. Powiedziałbym, że dla początkujących jest to pozycja wręcz obowiązkowa, jeśli chcą zrozumieć zasady współczesnego podejścia do projektowania stron (a sam pierwszy rozdział wart jest tych 69zł, gdyż zapewne wielu z Was otworzy szerzej oczy). Średnio zaawansowani pogłębią swą wiedzę, którą pewnikiem i tak czerpią między innymi z bloga, więc dla nich książka będzie naturalną kontynuacją tego, co czytają na codzień. Zaawansowani, jak to zwykle bywa w takich wypadkach, przekartkują i wycisną kilka mądrych zdań, z którymi zostaną na dłużej, ale większością treści prawdopodobnie zaskoczeni nie będą. Ale, że zazwyczaj od bieżącej wiedzy są silnie uzależnieni, czego bym nie napisał, i tak kupią ;) Na szczęście „The Smashing Book 2” jest pozycją na tyle silną, że wątpię by którakolwiek z tych grup skończyła czytać zawiedziona.
Autorem tego wpisu jest Artur Olszyna - projektant, Art Director, freelancer z bazą w Krakowie. Entuzjasta wysokiej próby web designu, skuteczny branding ninja, fan udanej typografii. Codziennie od 9 do 17 w goglach Doktora Thinklove walczy z miernym designem, niosąc pomoc zagubionym wizualnie markom. Widywany na Twitterze, z portfolio na Behance, prywatnie prowadzi lifestyle'owego bloga Tourdelans.